poniedziałek, 22 września 2014

Trzeci.

I wtedy właśnie go zobaczyłam.
A właściwie najpierw zobaczyłam ją. Była cholernie ładna. Miała gęste kręcone włosy, oczy jak gwiazdy i całkiem miły uśmiech.Odrobinę zbyt masywne nogi i zbyt wydatny brzuszek niestety nie odbierały jej uroku. Przytulała się do Szymona, a właściwie wiła się wokół niego jak bluszcz, a on najwyraźniej był zachwycony. Nie tak wyobrażałam sobie ten wieczór.
Dziewczyny szybko zorientowały się w sytuacji i solidarnie stanęły obok mnie.
- Wpierdolić im? - zapytała rzeczowo Klara.
- Lepiej zmieńmy lokal... - Ola była nastawiona bardziej pokojowo.
- Nie - machnęłam ręką. - Po prostu muszę się napić.
W tempie niegodnym damy pozbyłam się zawartości swojej szklanki i zamówiłam kolejnego drinka. Kiedy po moim ciele rozlała się kojąca moc promili, wróciłam na parkiet. Teraz już nie spławiałam oblegających mnie facetów, wręcz przeciwnie - uśmiechałam się do nich zachęcająco, byle tylko wpienić byłego. Może w środku czułam, że to głupie i dziecinne, ale mój zdrowy rozsądek postanowił zasnąć tej nocy.
W pewnej chwili Ola chwyciła się za serce, prezentując światu minę pt. "Nie wierzę, kurwa, własnym oczom". Podążyłam za jej wzrokiem. Kilka metrów od nas stał nonszalancko oparty o bar Piotrek Nowakowski, siatkarz Resovii Rzeszów. Platoniczna, demoniczna, niezaspokojona miłość Oli.
- Weź mnie uszczypnij, Anka, bo to jakiś żart chyba. Albo od tego światła mi się w oczach mota, albo opary z twoich drinków mnie zamroczyły, albo to sen, albo...
- Nie, ja też go widzę.
- Boże najsłodszy, co teraz?
- Hmm... Teraz powinnaś stać tu osłupiała do końca imprezy, pozwolić mu odejść, a potem do końca życia pluć sobie w brodę.
- Tak myślisz? - zapytała Ola niezbyt mądrze, ale moja mina doprowadziła ją do porządku. - Dobra, idę, ale jeśli on mnie wyśmieje, to skoczę z dachu waszego bloku. Wcześniej zrzucając ciebie.
- Trzymam kciuki - uśmiechnęłam się, jednocześnie odrobinę jej zazdroszcząc. Ona szła spełnić swoje marzenie, podczas gdy ja mogłam tylko udawać. Grałam szczęśliwą przed Szymonem, ale była to gra wyraźnie desperacka, nie wiedziałam jak długo utrzymam się w ramach, które sama dla siebie ustaliłam. Za to Szymon ewidentnie świetnie się bawił. Zauważył mnie, ale nie wyglądało na to, że to budzi w nim jeszcze jakieś emocje. Jakże szybko można wymieść kogoś z mózgu!, dziwiłam się. To właśnie mi pozostało po dwóch latach pieprzenia o miłości i budowania wizerunku fantastycznej pary.

***

- Masz ogień? - zapytała Ola, nerwowo poprawiając włosy.
- Nie palę - odpowiedziała miłość jej życia.
Oczywiście, że nie palił. Wiedziała o tym nie od dziś.
- W sumie ja też nie - oznajmiła ze śmiechem, który w duchu natychmiast uznała za idiotyczny.
Podniósł na nią wzrok, w którym, o dziwo, nie było drwiny ani politowania.
- A tańczysz? - zapytał niskim głosem.
- Zależy z kim.
Jego wyciągnięta ręka posłużyła za odpowiedź. Ujęła ją, z trudem opanowując drżenie.

***

Plan Klary na ten wieczór oscylował pomiędzy "zachować klasę" a "dobrze się bawić". Patrząc na wygibasy dziewczyn coraz bardziej skłaniała się ku drugiej opcji, ale w tym celu musiała wzmocnić pewność siebie odrobiną alkoholu.
- Co dla pięknej pani? - zagaił barman najbardziej wyświechtanym tekstem pod słońcem.
Podniosła na niego sceptyczny wzrok, ale wtedy aż zachłysnęła się z wrażenia. Chłopak miał cudownie rozwichrzone włosy, uśmiechnięte oczy i ładnie wykrojone usta. Najciekawsze zaś były jego ręce - duże i silne, o smukłych palcach. Emanowały poczuciem bezpieczeństwa.
- Przygotuj coś, co według ciebie będzie do mnie pasować - poprosiła odrobinę prowokacyjnym tonem.
Zmierzył ją taksującym spojrzeniem, po czym oznajmił, jednocześnie sięgając po różnokolorowe butelki:
- Bywasz gorąca, ale i niedostępna jak meksykańska tequila. Egzotyczna jak likier pomarańczowy. Szlachetna jak biały rum. Elegancka, dlatego dodam nieco ginu, ale i prowokacyjna jak czysta wódka. Słodyczy też ci nie brakuje... - sięgnął po syrop cukrowy - ale czasem skrywasz ją pod ujmującą kwaśną minką - wkroił dwa plasterki cytryny, a całość dopełnił colą. - W czymś się pomyliłem?
- Zostałam zdiagnozowana nad wyraz trafnie - uśmiechnęła się Klara. - Ale trochę mnie martwi, że można ze mnie czytać jak z otwartej księgi.
- Nie, po prostu ja jestem dobrym obserwatorem. Pod warunkiem, że trafię na osobę, którą warto obserwować.
- Jeśli to komplement, to dziękuję.
- Jak najbardziej. A teraz sprawdzimy jak smakujesz - podał jej szklankę, uprzednio upijając z niej niewielki łyk.
Klara spróbowała, machinalnie przykładając usta w tym samym miejscu. Drink był specyficzny, wielopłaszczyznowy. Najpierw smakował nieco cierpko, ale potem nabierał subtelnej słodyczy, orzeźwiał i rozgrzewał jednocześnie.
- Widać, że z ciebie mistrz w swoim fachu - pochwaliła.
- Nic z tych rzeczy, jako barman występuję po raz pierwszy. Jestem tu tylko w zastępstwie za kolegę.
- To czym zajmujesz się na co dzień?
- Głównie blokowaniem ataków.
- Ataków rozpalonych dziewcząt?- Klara uniosła brew.
Chłopak roześmiał się serdecznie.
- Raczej spoconych facetów.
Jej mina musiała idealnie odzwierciedlać przerażenie i niesmak, jakie wywołały te słowa, bo szybko dodał:
- Jestem siatkarzem. Środkowym.

***

<KLIK>

Od dłuższego czasu czułam na sobie wzrok wysokiego bruneta o wyrazistym, seksownym zaroście, który tańczył z jakąś nieciekawą dziewczyną, ale ewidentnie był przy niej tylko ciałem. Po krótkiej potyczce z samą sobą zdecydowałam się posłać mu wystudiowany uśmiech. Natychmiast szepnął coś swojej towarzyszce i zjawił się przy mnie.Prawidłowa reakcja, plus pięć punktów na start. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie, nie pytając o zdanie, a jego ciało znalazło się zdecydowanie za blisko jak na tak świeżą znajomość. Dosięgnął mnie drapieżny zapach Truth Calvina Kleina. W tańcu był zdecydowanie dominujący, obezwładnił mnie siłą swojej męskości. Czułam jego spokojny oddech na szyi i niespokojne palce w talii i już chciałam mu oznajmić, że jest arogancki, ale nagle dotarło do mnie, że on o tym wie. Tak, to jest świadoma arogancja, a może nawet zamierzona. To arogancja, która wyzwala we mnie coś na granicy nieśmiałości i podniecenia.
Chciałam głębiej analizować swoje nagłe emocje, ale wtedy mój wzrok padł na Olę. Na Olę, albo raczej na ten ludzki kokon, który stworzyła z Nowakowskim, bo spletli się ze sobą tak mocno, że trudno było określić gdzie kończy się jej ciało, a zaczyna jego. Ola cała była muzyką. Kołysała biodrami w tak niewiarygodnie kobiecy sposób, że mogłam się domyślać jaką burzę doznań budzi to w jej partnerze. On gładził delikatnie jej talię i bardzo chciał być dżentelmenem, ale potem napięcie wzrosło. Zdecydowanie przesunął dłonie wyżej, muskając jej piersi i budząc wyczekujące dreszcze. Ona przejechała palcami po jego umięśnionym brzuchu i udach, lubieżnie oblizała usta, po czym skupiła się na wykonywaniu zmysłowych ruchów, kątem oka obserwując reakcje jego ciała. Przyciągnął ją do siebie, aż złączyli się biodrami i zsynchronizowali ruchy. Piotrek zagryzał wargi i oczywiste było, że ledwie nad sobą panuje. Odchylił dziewczynę do tyłu, podziwiając jej dekolt, teraz szczególnie mocno wyeksponowany. Ola kocim ruchem na chwilę zeszła niżej, a podnosząc się spojrzała mu wyzywająco w oczy. I właśnie to spojrzenie poruszyło go najbardziej. Każdym zmysłem pojął, jaka jest piękna. Potem odwrócił ją plecami do siebie i ciasno objął od tyłu. Jego ręce poczynały sobie coraz śmielej, nie przekraczając jednak pewnej niepisanej granicy. Ujęła go za nadgarstki, wykonała zgrabny obrót i zbliżyła się tak, że ich twarze dzieliły centymetry. Wyczuła jego urywany oddech i szalenie ją to nakręciło. Nie miała pojęcia jak to się stało, że zaczęła emanować taką pewnością siebie, ale nie chciała tego analizować. Liczyła się ta chwila.
Kiedy wybrzmiały ostatnie takty piosenki, oni wciąż trwali w tej samej pozycji, obdarzając się głodnym wzrokiem. W końcu Piotrek złożył na jej dłoni krótki pocałunek. Czuła jak skóra ją parzy jeszcze długo po tym, kiedy odszedł.

***


- Cześć, Aniu - zagaił Szymon i być może to kwestia mojego nastawienia, ale mogłabym przysiąc, że w jego głosie był jad. Masa jadu.
- Cześć, co słychać? - starałam się być uprzejma, jednocześnie ściskając za przegub swojego nowego "znajomego". Koniecznie musiał wystąpić w tej scenie.
- U nas świetnie. Poznaj Magdę.
Miał tupet, oj, miał! Wymieniłam mocny uścisk dłoni z dziewczyną mojego chłopaka, błagając wszelkie siły na ziemi i niebie, by przerwały tę farsę.
- A ja jestem Łukasz, chłopak Ani - nieoczekiwanie włączył się brunet. - Musicie nam wybaczyć, ale bardzo już chcemy wrócić do swoich zajęć.
Odsunął mnie delikatnie od Szymona, po czym przyciągnął do siebie i bezceremonialnie pocałował. Zawirowało mi w głowie i musiałam oprzeć się na jego torsie, by zachować równowagę. Szymon tylko patrzył oniemiały, a drwina spełzła mu z twarzy. Sytuacja była tak irracjonalna, że nie umiałam jej przerwać. A może nie chciałam? Bo może mi się spodobało?
Jego język wyczyniał cuda, a wargi niemal parzyły. Całował mnie z tak nieposkromioną pasją, że momentalnie odczułam podniecenie we wszystkich strategicznych partiach ciała. Resztką świadomości zarejestrowałam, że dziewczyna Szymona ze zniecierpliwieniem odciąga go w inne miejsce, ale nie uznałam tego za powód, żeby przestać. Przeciwnie, teraz pocałunek stał się tylko nasz, bo nie obserwowały go żadne zbędne oczy. Rękami zaczęłam wodzić po jego plecach, językiem precyzyjnie badałam wnętrze ust i starałam się jeszcze nie pojmować niedorzeczności tego zdarzenia.
W końcu, po nieprzyzwoicie długim czasie odepchnęłam go od siebie i ze spóźnionym oburzeniem zapytałam:
- Co ty, do cholery, robisz?
- Ratuję twoją twarz w oczach byłego - odpowiedział chłodno.
- Skąd wiedziałeś, że to były? I skąd wiedziałeś, że tego potrzebuję?
- Szósty zmysł - uśmiechnął się z kpiną. Nawet kpina na tych ustach była seksowna.
- Dzięki, ale wykazałeś nadmiar zaangażowania.
- Dobrze, skoro nie chcesz, to więcej nie będę - odpowiedział tonem, z którego jasno wynikało, iż on doskonale wie, że ja chcę i że następny raz i tak nastąpi.
A potem po prostu sobie poszedł.
Rany, co za typ! Minus dziesięć punktów za bezczelność. Ale... plus piętnaście za technikę całowania!

***

- Boże, tlenu... - raz po raz powtarzała Ola, wachlując się dłonią. Ach, jakże ja ją rozumiałam!
Wyszłyśmy prosto w chłodną noc, ale nie zmniejszyło to w najmniejszym stopniu naszych emocji.
- Ej, muszę wam coś powiedzieć - odezwała się Klara.
- Cicho! - byłam jak w transie. - Ten palant mnie pocałował.
- A ja tańczyłam z Piotrkiem!
- A on mnie pocałował! I poszedł! I jest palantem!
- A Piotrek ze mną tańczył... I to jak tańczył...
- A ja się całowałam...
- Kurde, mogę coś powiedzieć? - wkurzyła się Klara. Słusznie. Zachowywałyśmy się jak kosmitki.
- Mów, ale najpierw musisz usłyszeć, że brunet się ze mną całował...
- I trzeba ci wiedzieć, że Piotrek Nowakowski poprosił mnie do tańca.
- SŁUCHAJCIE, DO CHOLERY, BO TO WAŻNE!
Jeśli Klara bardzo chciała, to umiała skutecznie wrzasnąć. Spojrzałyśmy na nią nieco przytomniej.
Po zachowaniu odpowiedniej pauzy, wyznała:
- Wiecie, że jestem szlachetna jak biały rum?

środa, 17 września 2014

Drugi.

- Anno moja droga - Ola popatrzyła na mnie z mądrym wyrazem twarzy. Od razu nabrałam czujności, bo to nie było u niej częste.
- Nie zgadzam się - rzuciłam asekuracyjnie.
- Ja cię nie pytam o zgodę, ja wprowadzam w życie plan ratowania cię z opresji. Mam tutaj artykuł o tym, jak poradzić sobie po rozstaniu. Będziesz mi jeszcze dziękować na kolanach.
- Ale ja sobie radzę...
Nie wydzwaniałam do niego, nie płakałam, nie błagałam, by wrócił, nie obmyślałam planu zamordowania jego obecnej dziewczyny, nie tuliłam się maniacko do prezentów od niego ani koszulek, które mimochodem u mnie zostawiał. Byłam tylko nieznośnie pusta w środku. Wyprana z emocji. Zmęczona. Ale przecież radziłam sobie!
Ola przebiegła wzrokiem artykuł.
- "Na początku pozwól sobie na przeżycie straty, na płacz i żal. Daj sobie czas, by rana mogła nieco przyschnąć. Na ogół wystarcza miesiąc". Miesiąc?! Co?! Masz czekać miesiąc cholera wie na co, podczas gdy on będzie zabawiał się ze swoją lafiryndą? Nie, skarbie, punkt pierwszy pominiemy. Już wystarczająco dużo czasu straciłaś.
- Ten związek trwał za długo! - wtrąciła Klara.
- O dwa lata za długo!
Fakt, żadna z moich przyjaciółek nigdy w pełni nie zaakceptowała Szymona. Były miłe, owszem, ale zdystansowane. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak często Olę "bolała głowa" przed jakimkolwiek naszym wspólnym wyjściem.
- Dobrze, co mamy dalej? "Spotkaj się z kimś bliskim, otwórz się, wygadaj". I uchlaj winem z Klarą! - dopowiedziała z przekąsem Ola, bo wciąż nie do końca nam wybaczyła ten pijacki wieczór bez niej. - Ten punkt jest zaliczony i to z naddatkiem. "Rozpieszczaj siebie. Zafunduj sobie jakąś drobną przyjemność. Pamiętaj też, że teraz będziesz miała więcej wolnego czasu. Spożytkuj go w kreatywny sposób".
- EJ, JA WIEM JAK! - wrzasnęła Klara.
- Pozwól, niech zgadnę. Portugalskie wino? A może teraz cięższy kaliber? Szklaneczka whisky? Dwie szklaneczki?
- Daj spokój - dziewczyna skrzywiła się z niesmakiem, wciąż nie mogła zapomnieć kawy z cytryną. - Mam lepszy pomysł. Impreza. Dziś. Razem. I nawet nie próbuj mówić, że nie chcesz, Anka. My lepiej wiemy co dla ciebie dobre, bo...
- Dobra, zgoda! - krzyknęłam, przerywając jej słowotok - Nigdy nie wcielałam w życie rad z kolorowych pisemek, ale na klub naprawdę mam ochotę. Tylko w co ja mam się ubrać... - zaaferowana skierowałam się do szafy.
- Ty naprawdę sobie radzisz - skwitowała z podziwem Ola.

***

Wydobyłam z szafy ukochaną małą czarną, przymierzyłam ją przed lustrem i ciężko westchnęłam. Leżała idealnie, ale była... no właśnie, czarna.
- Jak na pogrzeb - udzieliłam odpowiedzi na pytanie w oczach Klary.
- Szczupło i seksownie, ale rzeczywiście czegoś brakuje... - zadumała się.
- Trudno, to trochę jakby jest pogrzeb. W końcu umarła miłość i tak dalej...
- Pieprzysz bzdury, skarbie - wtrąciła słodko Ola. - Klara, mamy razem coś do załatwienia, chodź.
Bezceremonialnie pociągnęła ją za rękaw i wypadły z mieszkania, szepcząc. Zostałam sama wśród sterty ciuchów.
- Tak, dziewczyny, dzięki za wsparcie, wasza obecność jest nieoceniona - rzekłam smętnie do swojego odbicia.

***

<KLIK>

- Fantastyczny koncert - westchnął Szymon, bawiąc się moimi włosami.
- Sam widzisz, a tak się broniłeś przed wspólnym wyjściem.
- Jak zwykle miałaś rację. Należy się za to nagroda - poszukał moich ust, a potem zaczął nucić, fałszując przy tym niemiłosiernie:

"Czerwone wino nam w żyłach gra,
czerwone wino spijam z twoich warg"

- Jeśli mnie kochasz, to zamilcz - demonstracyjnie zatkałam sobie uszy.- Zaproś mnie lepiej na to wino.
- Dobra, ale nie teraz. O piątej trzydzieści - rzucił, nawiązując do tytułu najsłynniejszej piosenki Harlemu.
Wtedy do nas pasowała...

Z trudem wyrwałam się z zamyślenia. Z Szymonem było trochę jak w fotoplastykonie - masa barw, kształtów, emocji, od jasnych, pastelowych po najczarniejsze. Było wino o piątej nad ranem, były noce na kocu w parku, były spontaniczne wypady do miejsc czasem oddalonych o setki kilometrów, by tam popatrzeć w niebo. Były też samotne powroty do domu o pierwszej w nocy, kiedy znalezienie postoju taksówek utrudniały łzy po kolejnej kłótni. Były drogie prezenty, a potem wypominanie sobie "niepotrzebnie wydanych pieniędzy". Były randki skracane z powodu imprezy z kumplami. Było zapalanie światła i gaszenie, zapalanie i gaszenie, zapalanie i gaszenie... Wielokrotnie przymierzałam się do zerwania, ale brakowało mi na to siły. Aż w końcu to on rzucił mnie i to było właśnie najgorsze w całej tej popapranej historii. Zdradził. Przenigdy bym mu tego nie wybaczyła, ale on nawet o to nie prosił. On po prostu odszedł do tamtej dziewczyny, nie omieszkując na pożegnanie dodać, iż żałuje, że nasz związek trwał aż tak długo.
Złamane serce boli znacznie mniej niż utracona godność.

***

- Nie pchaj się na mnie, przeklęta niezdaro - dobiegł mnie anielski głosik Oli.
Klara warknęła coś w odpowiedzi, a potem rozległ się huk porównywalny ze zrzuceniem bomby na Hiroszimę. Wybiegłam do korytarza i natychmiast potknęłam się o czyjeś kończyny. Sądząc po rozpaczliwym wrzasku należały do Klary.
- JEZU, NIE! Ja mam słabe kości - darła się, szukając dla siebie jakiegoś oparcia. W efekcie ściągnęła z szafki donicę z hibiskusem.
- Brawo! To był, kurde, hibiskus ode mnie! Mogłaś po prostu powiedzieć, że ci się nie podoba! - Ola podjęła desperacką próbę podniesienia się i wtedy z rąk wypadło jej olbrzymie kartonowe pudło. Moim oczom ukazały się prześliczne czerwone szpilki.
- Wybacz, miałyśmy dyskretnie podrzucić ci je do pokoju, ale współpraca z tą istotą nigdy nie kończy się dobrze - wysapała, wskazując na Klarę, za co dostała solidny cios w żebra.
- To dla mnie? - spytałam z szerokim uśmiechem, starając się ignorować ich niemą walkę.
- A jest w tym domu jeszcze ktoś, kto planuje urządzić pogrzeb swojej miłości? Nie sądziłaś chyba, że pójdziesz na ten pogrzeb w kiepskich butach!

***

Szpilki dopełniły małą czarną jak wisienka na torcie. Patrząc w lustro, byłam dumna z tej dziewczyny, która uśmiecha się trochę tajemniczo, ale pewnie. Zupełnie jakby nic się nie stało. Zupełnie jakby miała serce w jednym kawałku. Zupełnie jakby miała serce...
Kiedy dołączyłyśmy do osób wirujących na parkiecie, wciągnęłam głęboko powietrze. Podobała mi się moja anonimowość. Podobała mi się feeria barw i takty ciężkiej, jakby przykurzonej muzyki. To dobre miejsce, by ostatecznie się zresetować, a potem dziarsko rozpocząć resztę swojego życia. Lepszego życia.
Szybko podszedł do mnie jakiś wysoki blondyn o zbyt wyrazistym uśmiechu. Mógłby reklamować colgate bez żadnej charakteryzacji, pomyślałam złośliwie, ale zgodziłam się na taniec. Prowadził dobrze, pewnie. Równie pewnie poczynała sobie jego ręka, którą to niby od niechcenia wodził po moich plecach.
Nachyliłam się do jego ucha i wymruczałam powoli:
- Nie lubię tak.
- A jak? - speszył się nieco. A mówiąc językiem mniej literackim, zrobił po prostu kretyńską minę.
- W ogóle nie lubię facetów - oznajmiłam z powagą. - Bo wiesz.... - gestem wskazałam wirującą w takt muzyki Klarę i uśmiechnęłam się porozumiewawczo.
- Aha. To baw się dobrze. Po swojemu - odpowiedział drewnianym głosem i czmychnął. W klubowym półmroku jeszcze przez chwilę lśniły jego zęby.
Niewiarygodnie ubawiona dołączyłam do dziewczyn i przetańczyłyśmy razem kilka żywiołowych kawałków. Chyba jeszcze nie miałam ochoty na flirt. Faceci bywają tacy męczący, a ja potrzebuję rozluźnienia, swobody ruchów. Taniec kochałam od zawsze, dlatego poczynałam sobie coraz śmielej. Byłam świadoma pożądliwych męskich spojrzeń, ale nie robiło to na mnie wrażenia.
I wtedy właśnie go zobaczyłam.

________________

Nie tak miało być, ale uznałam, że będę wlec tę akcję w ślimaczym tempie.
Nie ma seksu, o!

środa, 10 września 2014

Pierwszy.

<KLIK>

- Naprawdę myślisz, że trzecia butelka jest dobrym pomysłem? - Klara zatoczyła się odrobinę, otwierając barek. Jasne jak len długie włosy sterczały jej na wszystkie strony, a oczy śmiały się niefrasobliwie.
- Najlepszym - stwierdziłam krótko.
- I dobrze, bo ja też tak myślę! - wykrzyknęła dziarsko, wymachując różowym fresco jak trofeum. - Jutro nas będą niewyobrażalnie bolały łby, ale podobno lepszy ból głowy niż serca.
- Serca? - spojrzałam z najszczerszym zdziwieniem na swoją białą bluzkę - Ja chyba nie mam serca, nie widzę go.
- Głupie gadanie! To, że ci nie wyszło z tym parszywym Szymonem nie oznacza jeszcze, że nie potrafisz się zakochać. To w sumie logiczne, że wam nie wyszło, bo ty jesteś śliczna, ambitna, inteligentna, no i ogólnie zajebista, a on... - tu czekałam na grad wyrafinowanych obelg, ale widocznie promile we krwi przyjaciółki odebrały jej chwilowo kreatywność - a on nie!
- Dziękuję - uściskałam ją ze śmiechem, a potem wzniosłyśmy już chyba tysięczny toast tej nocy.

***

Klara miała przeklętą rację, łby bolały nas niewyobrażalnie. Obudziłam się około siódmej i przez dłuższą chwilę zajmowałam liczeniem gwiazdek, które dziko wirowały mi przed oczami. Potem jednak siła woli nakazała mi wstać i wziąć prysznic. Trwałam długo w strumieniach chłodnej wody, powoli dochodząc do siebie. Nie tylko po wczorajszej imprezce (stypie?), ale też - a właściwie przede wszystkim - po dwuletnim, zakończonym właśnie związku. Związku nieidealnym, zbyt gorzkim i zbyt chaotycznym, by przetrwać, ale też zbyt pięknym, by o nim tak po prostu zapomnieć. Nie kochałam Szymona już od jakiegoś czasu, ale byłam od niego jakoś irracjonalnie uzależniona. Jakby miał monopol na dawanie mi szczęścia.
Spotkałam go tuż po śmierci mojej babci, kiedy doprawdy obojętne mi było, co się ze mną dzieje. Gdzieś w środku miałam dotkliwy ból, który on próbował łagodzić. Był osobą, która utrzymywała mnie w jednym kawałku, motywowała do codziennego wstawania z łóżka, wychodzenia na uczelnię, do oddychania. To on stawał na głowie, żebym od czasu do czasu się uśmiechnęła. No i stało się. Najpierw przyjaźń, rosnące zaufanie, potem nasza relacja jakby automatycznie osiągnęła etap związku i tak toczyła się, wysysając z nas siły. Do wczoraj.

***

Dochodziła czwarta, za oknem było już widno, a on wciąż nie odbierał tego cholernego telefonu. Czułam, podskórnie czułam, że stało się coś złego. To od początku nie był dobry pomysł, by iść na dwie oddzielne imprezy, ale moja siostra miała urodziny tego samego dnia co jego najlepszy kumpel i żadne z nas nie miało ochoty ustąpić. Ja wróciłam do domu tuż po północy, znajomi nawet nabijali się ze mnie, że zachowuję się jak Kopciuszek. A on? Bezczelnie nie odbierał i bezczelnie go nie było. Szalałam z niepewności, ale, o dziwo, nie przyszło mi do głowy, że miał wypadek albo źle się poczuł. Nie, za tym na pewno stała inna kobieta.
Oddzwonił łaskawie przed dziewiątą, akurat kiedy udało mi się zdrzemnąć.
- Przepraszam, nie słyszałem... - zaczął mętnie.
- Akurat. Kiedy wróciłeś?
- Właściwie to niedawno, bo byłem się przejść...
- Jest coś, o czym powinieneś mi powiedzieć? - rzuciłam ostro.
Nie chciało mi się wierzyć w jego nagłe zamiłowanie do porannego obcowania z przyrodą.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Kurde, znam cię! Zdradziłeś mnie?
Przez niepokojąco długą chwilę po drugiej stronie łącza panowała cisza. Poczułam się nieswojo, bałam się jej. Cisza jest niebezpieczna, bo uruchamia wyobraźnię, rodzą się domysły, makabryczne scenariusze. Na szczęście mój luby przemówił.
- Skoro mnie znasz, to pewnie znasz też odpowiedź.
Znałam, ale nie zamierzałam mu niczego ułatwiać. A może jeszcze jakąś tkanką łudziłam się, że to tragiczna pomyłka?
- Powiedz mi to! - wrzasnęłam dziko.
Teraz jego głos rozległ się dużo szybciej i brzmiał dużo pewniej.
- Zdradziłem cię.

***

Jestem kobietą zdradzoną i porzuconą, pomyślałam ironicznie, wychodząc do sklepu. Kupiłam kefir dla siebie i Klary, kilka bułek i dżem, a potem stworzyłam z tego nader prymitywne śniadanie. W międzyczasie nasze mieszkanie nawiedziła Aleksandra, druga z dziewczyn, za które mogłabym oddać życie.
- Anka, jak się trzymasz? Szymon to popapraniec, nie wart ani jednej twojej łzy, to nawet lepiej, że się stało, co się stało! Przepraszam cię, że wczoraj nie dałam rady przyjechać, ale jestem teraz i mam to! - powiedziała na wydechu, po czym w geście triumfu wzniosła w górę butelkę wytrawnego portugalskiego wina.
- Nie! - doszedł nas od progu słabiutki głos Klary. Jedyne, co zdążyła osiągnąć podczas mojej nieobecności to wyczołganie się z łóżka i narzucenie szlafroka w misie.
- Jezus Maria, wyglądasz jak ostatnie straszydło - oznajmiła Olka mało dyskretnie - Uchlałyście się beze mnie?
- No tak wyszło... - uśmiechnęłam się przepraszająco, podczas gdy Klara zabijała ją wzrokiem.
- Ty nam kawy lepiej zrób! Z cytryną! I zabieraj to wino przeklęte, bo nie wytrzymam!
- Nie cierpię kawy z cytryną - zaoponowałam cicho, ale Klara skontrowała:
- To nie ma smakować, to ma pomagać!
- Dobra - Ola zniknęła w kuchni.
Po chwili siedziałyśmy we trzy na dywanie i wymieniałyśmy rozliczne zalety bycia singlem.
- Ma się czas dla przyjaciółek, a to jest, kurde, najważniejsze pod słońcem - dowodziła Ola.
- I nie trzeba znosić bałaganu w łazience i ohydnych skarpetek pod łóżkiem...
- I nie trzeba udawać, że śmieszą cię jego żarty.
Fakt, poczucie humoru Szymona nigdy nie należało do przesadnie wyrafinowanych.
- I nie musisz tolerować jego głupkowatych koleżków.
Fakt, koleżków również miał niewyrafinowanych.
- I nie musisz nigdy więcej być zazdrosna ani martwić się, że nie odpisuje.
- I możesz wdawać się w gorące romanse, uprawiać dziki seks, uwodzić facetów, a potem ich porzucać! - argumenty Klary jak zwykle były najbardziej przekonujące.
- Uwielbiam was - przytuliłam dziewczyny mocno do siebie. Od tego felernego zerwania nie uroniłam ani jednej łzy i to była wyłącznie ich zasługa.
- Się wie - uśmiechnęła się Ola, po czym dodała - Można zaryzykować stwierdzenie, że oto wchodzisz w najlepszy etap w życiu, skarbie.
- Się wie! Żyjmy więc! - mrugnęłam do nich i wzniosłyśmy potrójny toast, tym razem znienawidzoną kawą z cytryną.

"open your arms
now is the time
to get on with your life
hold on
mend your heart and enjoy the ride"


________

Naszła mnie ochota, by pobawić się w pisanie. Moją bezpośrednią inspiracją jest Panna Aleksandra, dzięki której spędziłam dzisiejszy dzień w krainie siatkówki, skoków narciarskich i piłki nożnej; w krainie miłości, zdrady, rozpaczy, kłamstwa i nieśmiertelnej przyjaźni. Był mi potrzebny powrót do tego świata, dzięki, Kochanie!
Jeszcze żadnego blogowego opowiadania w swoim życiu nie skończyłam, no ale zobaczymy.
Posty będą głupiutkie i banalne, ale tego aktualnie mi potrzeba ;-)
I jeszcze wielki buziak dla Oli i Klary, które zapewne jako jedyne będą to czytać ;-)